THE BLOGGER MADE ME BUY IT, CZYLI CO KUPIŁAM Z POLECENIA BLOGEREK część I
Można by powiedzieć, że większość jak nie wszystkie kosmetyki posiadam dzięki przeczytaniu o nich pozytywnej recenzji. Tak na prawdę nie była to jakaś tam przypadkowa opinia, lecz przewijające się co chwila zdjęcia na Instagramie, makijaże wykonywane konkretnymi produktami czy recenzje na blogach. Kiedy zewsząd słyszysz jaki to cudowny produkt i musisz go mieć to w końcu łamiesz się i idziesz go kupić. W większości z produktów muszę to przyznać, byłam i jestem zadowolona. Zdarzało się oczywiście i tak, że dany produkt mi nie podpasował. Tu trzeba podkreślić, że każdy z nas jest inny, ma inne potrzeby, preferencje itp. Mimo to warto jednak moim zdaniem sięgać po informację, jak dany produkt sprawdzał się u innych, poczytać o składzie, funkcji, a nawet opakowaniu.
Tak było i w moim przypadku. Zaprezentowane poniżej produkty posiadam dzięki napatrzeniu się na nie u innych :) Post podzieliłam na dwie części, żeby nie wyszedł z tego tasiemiec.
Tak było i w moim przypadku. Zaprezentowane poniżej produkty posiadam dzięki napatrzeniu się na nie u innych :) Post podzieliłam na dwie części, żeby nie wyszedł z tego tasiemiec.
Palety cieni do oczu
Nie zawiodłam się na poleceniu mi tych palet. Oczywiście nie wszystkie kolory cieni używam jednakowo, jednak ich jakość jest bardzo wysoka. Matowe cienie z THEBALM są niesamowicie napigmentowane. Cienie Zoevy również są niczego sobie jednak dla mnie są w nich cienie bardziej i mniej napigmentowane. W zestawieniu Naturally Yours i En Taupe, to ta pierwsza jest bardziej używana. W En Taupe jak na pierwszy rzut oka byłam oczarowana kolorami, to makijaży wykonany tylko tą paletką jest mało wyraźny. Kolory zlewają się ze sobą, a maty są słabo napigemntowane.
Pędzle do makijażu
Jeżeli były już cienie to teraz czas na pędzle. Przed założeniem bloga, cienie nakładałam palcami, bo pacynek, które czasem dołączane są do palet nie znosiłam. Blendowanie było dla mnie słowem, które kojarzyłam tylko z robotem kuchennym i nic mi więcej nie mówiło. Od momentu zagłębienia się w tajniki makijażu wiem, że dobry pędzel może zdziałać cuda na powiece. Pierwszymi pędzlami były Hakuro, potem droższe Zoevy, a teraz wiem, że mistrzowskie są te z MBrush.
Szczotka do włosów
Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do szczotki Tanglee Teezer. Nie rozumiałam jak kawałek plastiku może kosztować (wtedy) ponad pięćdziesiąt złotych. Co chwilę jednak słyszałam ochy i achy na jej temat i jak ona to cudownie rozczesuje mokre włosy. Rozczesywanie moich mokrych, wtedy jeszcze długich włosów to była istna katorga. Plątały się nie miłosiernie, każde pociągnięcie grzebieniem czy szczotką wiązało się z wyrwaniem garści włosów. Skusiłam się i na promocji kupiłam podstawową wersją Tanglee Teezer i to był przełom. Niczym innym nie rozczesuje swoich włosów, nic mnie nie kudli, nie wyrywa włosów, nie rani skóry głowy. Nabyłam również kompaktową wersję szczotki i porównując ją z klasyczną, to ta druga dla mnie wygrywa. Mimo, że kompaktowa wersja prezentuje się bardziej elegancko, ma zamknięcie na ząbki i jest mniejsza, to wersja klasyczna jest dużo lżejsza oraz dla mnie przynajmniej bardziej poręczna.
Zagraniczne kosmetyki niedostępne w Polsce
Do tej grupy szczególnie przyczyniły się polecenia innych blogerek. Bo jak kosmetyki dostępne w Polsce są reklamowane w prasie czy innych mediach i łatwo się na nie natknąć, tak o kosmetykach zagranicznych dowiaduje się jedynie z recenzji innych blogerek. Takim przykładem jest marka LUSH, w której asortymencie znajdziemy m.in. pięknie pachnące kule do kąpieli, mydła, świeże maseczki do twarzy, szampony w kostce i wiele innych ciekawych produktów. Jeżeli jesteście ciekawi jak wygląda salon LUSH to opisałam swój pobyt w salonie w Londynie w tym poście → LUSH! ZABIERAM WAS DO SALONU W LONDYNIE
Najlepszy tusz do rzęs i najlepsza marka kosmetyczna.
Tusz do rzęs L'oreal So Couture to dla mnie odkrycie kosmetyczne. Najlepsza maskara z którą moje rzęsy bardzo się polubiły. Próbowałam wielu tuszów i tych drogeryjnych i wysoko-półkowych i póki co nie znalazłam lepszego. Cieszę się, że wypróbowałam go, właśnie z polecenia innych blogerek. Jeżeli miałabym wykonać cały makijaż jedną marką, to bez wachania wybrałabym Golden Rose. Nie zaliczyłabym jej do typowo drogeryjnej szufladki, bo jednak mają swoje stoiska - podobnie jak Inglot, KIKO czy Paese. Stosunek jakości produktów do ich ceny jest bardzo zadawalający. Uwielbiam ich matowe pomadki czy to klasyczne, w kredce, w płynie.
Ładnie wyglądające kosmetyki
Takich kosmetyków jest całe mnóstwo. Taka prawda, że ładne opakowanie "robi robotę" i przyciąga wzrok i woła do nas "musisz mnie mieć". Jestem wzrokowcem i ładnym opakowanie można mnie łatwo kupić. Oczywiście przede wszystkim musi to być dobry produkt, który jest dopasowany do moich potrzeb, jednak bywa z tym różnie. Często chęć poznawania czegoś nowego zwycięża. W tej kategorii swoje miejsce może znaleźć sztyft ochronny do ust EOS. Słodkie jajeczko, które opanowało internet swoim jajeczkowatym kształtem i pastelowymi kolorami. Poległam i musiałam wypróbować - osobiście jestem z nich bardzo zadowolona. Zarzucić im można wysoką cenę, bo spotkałam się z cenami ponad 25zł, osobiście zrobiłam zapas podczas Rossmannowych wyprzedaży i kupiłam je za około 12zł.
Nie da się ukryć, że blogerki kuszą pokazując coraz to nowsze produkty na swoich blogach, social mediach. Napatrzy się człowiek i potem odruchowo wrzuca do koszyka, bo przecież trzeba to mieć, skoro tyle dobrego się o tym naczytał. Ze swojego doświadczenia wiem, że o wielu produktach nie dowiedziałabym się w ogóle, gdyby właśnie nie blogi. Sporo fajnych kosmetyków jest dostępnych w dużej mierze on-line i nie tak łatwo zdobyć je stacjonarnie. Po przeczytaniu opinii o nowym produkcie, przeanalizowaniu składu, stwierdzam, że chciałabym go wypróbować. Wiadomo, niezawsze jest tak, że skoro u kogoś produkt się sprawdził to i u mnie musi być hitem, ale o tym już w następnej części :)