Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Yope. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Yope. Pokaż wszystkie posty
Szybkie recenzje ostatnio zużytych kosmetyków czyli ogromne Denko m.in. Creamy, Your Natural Side, BasicLab, Bartos i najlepszy krem pod oczy jaki używałam

Szybkie recenzje ostatnio zużytych kosmetyków czyli ogromne Denko m.in. Creamy, Your Natural Side, BasicLab, Bartos i najlepszy krem pod oczy jaki używałam

Pokazane w tym poście zużyte produkty pochodzą z bardzo długiego okresu. Leżakowały sobie w torbie, aż w końcu nadszedł czas na ich wyrzucenie. Zdążyłam jeszcze pstryknąć kilka fotek, bo szkoda byłoby nie wspomnieć jak się u mnie sprawdziły. W końcu nadal jestem zdania, że takie podsumowanie daje później szerszy obraz na to czy warto wrócić do danego kosmetyku. Przy okazji mam pewne przemyślenie. Faktycznie produkujemy ogromne ilości śmieci. Mimo, że nadal jednym z czynników, które przyciąga mnie do kupna jakiegoś produktu jest opakowanie, to warto spojrzeć na tą sprawę z perspektywy eko. Temat jest szeroki i na pewno napiszę o tym więcej. Zróbmy jednak szybki przegląd tego co wykończyłam w swojej kosmetyczce.  


Na początek świetny mus do ciała od ciała od Mydlarni 4 Szpaki. Pachnie obłędnie cytrusami, jego konsystencja to lekka chmurka, którą bardzo przyjemnie się nakłada. Mimo pojemności 150 ml starczył na długo. Samo opakowanie również jest bardzo ładne - po wykorzystaniu zostawiłam go na odlewki kosmetyków dla koleżanek :) Mydło chlebowe od Aquaferina Fermenti jest ulubionym produktem do mycia mojego męża. W zapasie mam już kolejne opakowania dla niego. Żel pod prysznic Nutka miał bardzo przyjemny zapach i przyznaję się, że chętnie sięgnęłabym po niego jeszcze raz. O musie pod prysznic od Efektimy pisałam już tu - NOWOŚCI POLSKIEJ MARKI EFEKTIMA - MYJĄCY MUS I PEELINGI CUKROWE DO CIAŁA


Jak widzicie w sprawach włosowych jestem nudna i używam nieprzerwanie aloesowego szamponu od Equilibry. A jeżeli była taka potrzeba to posiłkowałam się suchym szamponem Batiste. Zawsze mam w razie czego w łazience opakowanie, na wypadek potrzeby szybkiego odświeżenia włosów.


Opakowanie, które widnieje na górze zdjęcia to roztwór soli. Idealna np. do wymoczenia nóg. Krem do rąk na zimę BasicLab ostatecznie używałam na przełomie wiosny i lata. Stał przy łóżku i nakładałam go wieczorem. Był w porządku, ale moimi ulubieńcami nadal są kremy z Masłem Shea od Scandia Cosmetics. Czerwona wersja antyperspirantu Vichy była w porządku, ale nie zauważyłam znaczniej różnicy w porównaniu do klasycznej niebieskiej. Znalazłam w zapasach cleaner z Indigo, w końcu udało mi się coś wykończyć z paznokciowej szuflady ;) W samochodzie skończył się również ulubiony odświeżacz powietrza o zapachu Pink Sands z Yankee Candle. A i jeszcze zdenkowałam słynny peeling enzymatyczny z Tołpy. Po użyciu fajnie złuszczała się skóra na nosie, ale potrafił podrażnić policzki. Należy z nim uważać i wyczuć jak go można stosować.


Produkty Yope - mydło do rąk w wersji Wanilia z cynamonem jest moją ulubioną wersją. Co do żeli pod prysznic zapachy mnie nie powaliły. Różę miałam już wcześniej i razem z dziurawcem mogę je używać. Za to pozostałe wersje dla mnie śmierdzą.


Z kolei piankowe mydła z Bath & Body Works pachną tak mocno, że po użyciu zapach wyczuwalny jest w całej łazience. Niestety dla mnie są bardzo mało wydajne i szybko się kończą. Obłędnie owocowo pachniał również płyn pod prysznic i do kąpieli z Dairy  Fun od Delii. Podobnie bardzo podobał mi się zapach żel pod prysznic Tołpa Spa Detox. Był bardzo energetyczny - nuta zapachowa to dla mnie trawa cytrynowa. Co do żelu do higieny intymnej to Vianek sięgam po niego naprzemiennie z Sylveco i Biolaven. 


W pielęgnacji twarzy pojawiło się trochę nowości. Po pierwsze micelarny płyn do twarzy od Bartos Cosmetics. Sprawdzał się bez zarzutu i co więcej nie szczypał przy przemywaniu oczu. Jedak jego cena jest bardzo wysoka, dlatego dalej sięgam po mój sprawdzony Sylveco. W upały chłodziłam się wodą termalną Vichy. O kremie Sunny Touch pisałam już tu - KREM DO TWARZY SUNNY TOUCH LIGHT OD REPUBLIKI MYDŁA. Miętowy hydrolat od Your Natural Side był wspaniałym ukojeniem skóry podczas upałów. Olejek z pestek pomidora był również przyjemny. Stosowałam go pod krem w wieczornej pielęgnacji skóry twarzy.


Zużyłam już drugie opakowanie olejku do mycia twarzy Moringa For You od Creamy. Bardzo przyjemny produkt, który dla mnie dobrze rozpuszcza makijaż i co najważniejsze nie zostawia mgły na oczach po zmyciu go wodą. O świetnym serum do twarzy od Kostka Mydła pisałam więcej tu - OWOCOWE SERUM ROZŚWIETLAJĄCE OD KOSTKA MYDŁA. Co do pomadek ochronnych to oby dwie lubiłam. Ta z BasicLab miała słodki budyniowy zapach, za to ta z Why Not Cosmetics orzeźwiający kawowy.


Kosmetyki Norel bardzo lubię i powyżej znajdziecie dwie perełki. Krem pod oczy Re-Generation GF to prawdziwa bomba. Tak bogatej konsystencji, a zarazem dobrze działającej na moją skórę pod oczami jeszcze nie używałam. Skóra stała się jakby gęstsza, dobrze nawilżona i wypoczęta. Oczywiście to dalej krem, a nie ingerencja zabiegami, więc trzeba patrzeć na to racjonalnie. Niemniej jednak był to najlepszy krem jaki używałam i planuję szybki powrót po zużyciu zapasów. Kolagenowy krem AteloCollagen kupiłam w ciemno bez zapoznania się z serią, jako nowość na targach. Dobrze zrobiłam, bo moja skóra bardzo polubiła się z tym kremem. Lekka formuła, a bardzo dobrze nawilża nie pozostawiając tłustej warstwy. Również chętnie kupię ponownie.


Próbeczki i saszetki. O peelingach pisałam tu - NOWOŚCI POLSKIEJ MARKI EFEKTIMA.
Denko czyli zużyte ostatnio produkty - m.in.Benefit, BasicLab, Tsubaki, Lumane, Lily Lolo

Denko czyli zużyte ostatnio produkty - m.in.Benefit, BasicLab, Tsubaki, Lumane, Lily Lolo

Ostatnio zużyte produkty opisywane były początkiem listopada. Od tego czasu sporo kosmetyków dobiło w końcu dna, więc czas nadrobić zaległości. Muszę w końcu opróżnić torbę zalegającą w łazience i zrobić miejsce na nowe śmieci ;) A tak serio, takie podsumowanie daje niezły pogląd na to, co na prawdę się sprawdza, a co tylko zalega na półkach. Mobilizuje również do systematycznego zużywania otwartych już produktów i nie otwierania na raz np. pięciu kremów.


Jeżeli chodzi o kąpiel to bardzo nie polubiłam się z zapachem żelu pod prysznic Yope Kokos i sól morska. Uwielbiam wszystko co kokosowe, a tu takie rozczarowanie! Dla mnie ten zapach nawet koło koksa nie stał! Bleee! Był tak ohydny, że nie mogłam do używać. Za to wersja Dziurawiec żelu pozostaje moim jednym z ulubionych produktów do kąpieli. Do tej grupy mogę również podpiąć zmiękczający kremowy żel pod prysznic z sokiem z brzoskwini od Le Cafe de Beaute. Przepięknie pachnie soczystą brzoskwinią i jedyny minus, który mogę mu przypisać to, że dość szybko się skończył. Żele do kąpieli od Yves Rocher wspominam bardzo dobrze, szczególnie świąteczne edycje limitowane.Ta miniaturka była ok, ale zapach był bardzo delikatny. Puder do kąpieli od Closhee Naturals, który mnie urzekł zapachem podczas targów Ekotyki, odrobinę mnie rozczarował wrzucony do wanny. Produkt ma fajny skład, nie jest drogi, bo opakowanie kosztowało coś około 5 zł i zapach jest przyjemny, ale mało intensywny. Nawilżenie było, ale w porównaniu np. z pudrem do kąpieli Hagi czy półkulą od MDM wypadało słabo. Kolejnym rozczarowaniem jest niestety mój wyczekiwany zakup czyli arbuzowa kula do kąpieli od Cherry Shop. Zapowiadała się cudnie. Przez papierek pachniała jak prawdziwy, soczysty arbuz. Jednak po wrzuceniu do wody czar prysł. Po zapachu nie było już śladu, po kąpieli skóra była średnio nawilżona, a do tego cena za to maleństwo to 10zł! Także wielkie meh! Do denka wrzuciłam również peeling Vianka z serii orzeźwiającej. Nie zachwycił mnie zapachem i jakoś niechętnie po niego sięgałam. Błąkał się po wannie już jakiś czas, więc w końcu postanowiłam się go pozbyć.


Plastry z woskiem Veet używam bardzo długo. Jakoś nie pokazuję ich w denkach, ale według mnie to najlepsze plastry na rynku. Zawsze kiedy kupię inne to żałuję, bo więcej z tym problemów niż pożytku. Wersji do skóry wrażliwej używam z powodzeniem również do twarzy. Mydła Yope, a szczególnie to w wersji Wanilia cynamon jest moim ulubieńcem. Olejek Isany jest świetny do domywania gąbeczek. Serum antycellulitowe SPA FIND wypróbowałam raz. Skóra po nałożeniu produktu zaczęła mnie piec, więc odłożyłam go na półkę. Później sobie o nim przypomniałam i sprawdziłam skład. Bodajże na drugim miejscu był alkohol (w sumie czuć to było odrazu po otworzeniu kosmetykach) co na pewno powodowało u mnie podrażnienie. Antyperspirant BasicLab 72h miał być najskuteczniejszy z pośród trzech, które posiada marka w swoim asortymencie. Przyznam, że w ciepłe dnie nie byłam z niego zadowolona i odłożyłam go na bok. Jest bardzo kremowy i długo schnął pod pachami. Wydawał mi się też średnio chronić w ekstremalnych warunkach. Wróciłam do niego zimą i przyznaję, że zmieniłam podejście do niego. Lepiej sobie radzi w chłodniejsze dni i za co daję mu plusa - pielęgnuje skórę pod pachami. Pewnie to za sprawą aloesu w składzie. Na zdjęciu możecie doszukać się również mniejszej wersji kremu do rąk z Masłem Shea od Scandia Cosmetics. Lubię wszystkie wersję, ale najbardziej kupuje mnie mango & papaja. Kremy Scandia Cosmetics są moimi ulubionymi kremami do rąk! Baaardzo dawno temu kupiłam sobie gotowe sreberka do ściągania hybryd. Tak na prawdę to były to chyba moje pierwsze hybrydy i chciałam je usunąć z paznokci. Dlatego kupiłam sobie cały sprzęt do ściągania - aceton, patyczki, pilnik i właśnie te gotowe folijki. Ostatecznie były ok, ale według mnie zupełnie się to nie opłaca. Lepiej samemu zrobić sobie takie z kawałków płatków kosmetycznych i foli spożywczej. Nawiasem pisząc, to chyba mój jedyny produkt z Semilaca.


Wygładzająca odżywka do włosów Tsubaki była na prawdę fajna. Wygodne opakowanie z dozownikiem z pompką, świetny zapach i na prawdę dobre wygładzenie włosów. Kolejnym super produktem jest szampon aloesowy do włosów marki Equilibra. Świetnie nawilża skórę głowy i włosy. Odżywka Charles Worthington również była fajna. Więcej o niej przeczytacie w osobnym poście z recenzją - SERIE SANCTUARY SPA ORAZ CHARLES WORTHINGTON LONDON DOSTĘPNE W HEBE - JAK SIĘ U MNIE SPRAWDZIŁY?


Zużyłam miniaturkę kremu Lumene Intense Hydration, który ma intensywnie nawilżać. Przyznam, że krem był na prawdę przyjemny. Moja skóra na pewno się z nim polubiła, niestety nie jest to produkt z naturalnym składem - znajdziemy w nim np. Phenoxyethanol. Krem pod oczy Nacomi to produkt po który sięgam już stale. Kolejne opakowanie już w użyciu, a pełną recenzję znajdziecie - MAROCCAN ARGAN CREAM, NACOMI ARGANOWY KREM POD OCZY - ODKRYCIE WSRÓD KREMÓW POD OCZY? Płyn lipowy Sylveco to mój ulubieniec jeżeli chodzi o produkty do demakijażu. Za to płyn micelarny z Aloesove mnie jakoś nie porwał. Jako płyn do demakijażu oczu był średni. Lotion Hada Labo z kwasem hialuronowym jest ciekawym produktem. Przywiozłam go z Tokio, gdzie kosmetyk można dostać w każdej drogerii. Posiada znacznie większą gęstość niż zwykły płyn micelarny. Dobrze współgra z później nakładanymi na niego kremami. Olejek z opuncji opisałam wyczerpująco tu - OLEJ Z NASION OPUNCJI FIGOWEJ JAKO KREM POD OCZY? Maseczki w płachcie opisałam tu - KOREAŃSKIE MASECZKI W PŁACHCIE BORNTREE Z DROGERII KOREANUNICORN. Z kolei pozostałe również fajnie się sprawdziły. Nałożenie maseczki wieczorem na twarz to zrobienie sobie małego SPA w domu. Bezcenna chwila relaksu.


Z próbeczek jestem zadowolona. Szczególnie zaciekawił mnie złoty olejek z Hagi. Woski z Heart & Home niestety mnie rozczarowały. Piękne opakowania niestety nie przekładają się na jakość zapachu. Z kolei wosk Vanilla Lime od Yankee Candle to piękna kompozycja słodko świeża. Poznałam ją kiedyś w małej świecy, którą wygrałam i powiem, że wosk pachnie równie pięknie. Nowością dla mnie jest wosk marki Organique. Zaskoczył mnie swoją intensywnością i mam ochotę poznać pozostałe wersje zapachowe.


Bardzo podoba mi się zapach Thierry Mugler Alien. Kolejna buteleczka jest już na półce. Pomadka od KIKO wylądowała w denku, niestety dlatego, że zmieniła swój zapach.  Bardzo mnie to zirytowało, bo kupiłam ją stosunkowo niedawno. Żel Gimme Brow od Benefitu ma super precyzyjną szczoteczkę do rozczesywania brwi. Kredka od Catrice była fajna, ale odkąd poznałam produkty Golden Rose to leżała nieużywana. Podkłady mineralne są moimi faworytami jeżeli chodzi o szybki makijaż. Wersja Popcorn od Lily Lolo to moje kolejne wykończone opakowanie. 
Moje pierwsze zamówienie z Colourpop i niespodzianka od Drogerii Pigment

Moje pierwsze zamówienie z Colourpop i niespodzianka od Drogerii Pigment

Amerykańską markę kosmetyczną Colourpop obserwuję od dłuższego czasu. Niestety nie jest ona dostępna w Polsce stacjonarnie i jedyna możliwość jej kupienia to zamówienie przez oficjalną stronę e-sklepu colourpop.com. Dlaczego tak bardzo chciałam ją mieć? Powodów jest kilka - czytałam bardzo dobre opinie o jakości, ceny są na prawdę zachęcające i do tego marketing marki jest ba bardzo wysokim poziomie. Nie ukrywam również, że fakt, iż produkt są ciężko dostępne, również oddziaływuje na chęć posiadania. Kolaboracje z ciekawymi artystami czy ostatnia kolekcja Disney wpływają na dobry odbiór marki i stawiają ją wysoko w rankingu. Jakim rankingu zapytacie? Na pewno w moim! Bardzo chciałam poznać jak pracuje się z produktami Colourpop. Zakupy międzynarodowe wiążą się jednak z dużym kosztem przesyłki, więc czekałam na informację o darmowej wysyłce międzynarodowej niezależnie od wydanej kwoty. Tak, pewnego wieczora popełniłam zakupy, które ostatecznie stały się moim Świątecznym prezentem.


Starałam się nie przegiąć z ilością produktów, nie tylko ze względu na moje zapasy kosmetyczne, ale i by nie wpaść w dodatkowe opłaty związane z cłem itp. Ostatecznie za całość wyszło około 40$. Dodatkowo do zakupów otrzymałam gratis miniatury dwóch olejków do pielęgnacji. A na co się skusiłam?


Oczywiście nie mogłam przejść obojętnie obok kolekcji Disney. Kusiła bardzo paletka It's a Princess Thing, której ostatecznie nie dodałam do koszyka. Spodobała mi się bardzo pomadka w odcieniu Belle, ale niestety była w tamtym momencie wyprzedana. Ostatecznie padło na cień Super Shock Shadow w pięknym różowym kolorze Be Our Gest. Formuła tego cienia jest na prawdę unikatowa, jest lekko kremowy i daje piękną mieniącą się poświatę na skórze. Jego cena to 5$. Z serii Disney wzięłam jeszcze Part of Your Word Super Shock Highlighter, piękny rozświatlacz z różowymi tonami, który formułą przypomina wcześniej opisywany cień. Jego cena to 8$.









Chciałam poznać jak najwięcej produktów z asortymentu Colourpop, także do koszyka dodałam jeszcze korektor No Filter Concealer. Wybór odcieni jest imponujący - jest ich aż 30! Wybrałam ostatecznie Light 10. Korektor jest matowy i mocno napigmentowany. Jego cena to 6$. Nie mogło się obyć bez produktu do brwi - padło na pomadę. Tutaj spektrum również jest szerokie, bo do wyboru mamy 9 odcieni. Po przeanalizowaniu zdjęć na internecie, wzięłam Bangin' Brunette, który wydaje się ciemnym, ciepłym brązem. Na żywo wygląda ciut chłodniej i bardzo dobrze. Nałożona na moje brwi dobrze się z nimi kolorystycznie scala. Cena to 6$. Z produktów do ust wybrałam Lippie Stix Happy Thoughts w pięknym różowo-fuksjowym odcieniu. Odkąd przyszła paczka z zamówieniem, cały czas noszę ją na ustach. Jej cena to 5,50$










Z paletek ostatecznie zdecydowałam się na nowość czyli współpracę Colourpop z Bretman. Najbardziej użytkową wydała mi się paletka Lit. Oczywiście nie było prosto, bo tak na prawdę każda z paletek jest małym arcydziełem. Jak tak patrzę na tą paletkę Lit to brakuje mi w niej jedynie intensywnego czerwonego matu. Paletka kosztuje 12$.




Swatche błyszczących cieni - od lewej: She Got Money, Mercy i Bading



Chciałam jeszcze pokazać miłą niespodziankę, którą wysłała do mnie Drogeria Pigment przed Świętami. Jeżeli ten post czytają pracownicy Pigmentu - to jeszcze raz bardzo dziękuje! Jestem bardzo ciekawa nowości marki MakeMeBio - serum różane zapowiada się bardzo fajnie dla mojej cery. Pamiętam, że miałam mydło z Yope o zapachu lipowym. Ciekawe jak się sprawdzi żel o tym zapachu. Pianka It's Skin bardzo mnie ucieszyła. Dotychczas miałam okazję używać ich miniaturki, a to za sprawą Interendo. Aloesowe produkty bardzo lubię. Intryguje mnie również naturalna pasta do zębów. Peeling do stóp i maska do dłoni od Elpha Pharm powędrowała do mojej mamy - zobaczymy czy będzie z nich zadowolona. 



Zużyte ostatnio produkty - co polecam wypróbować a czego unikać.

Zużyte ostatnio produkty - co polecam wypróbować a czego unikać.

Przy jesiennych porządkach czas na przegląd torby z ostatnio zużytymi produktami. Co tym razem się sprawdziło, jakie produkty przewinęły się ponownie, a o czym chciałabym jak najszybciej zapomnieć dowiecie się poniżej. 


Mydła do rąk Yope  pojawiają się za każdym razem, bo bardzo mi przypadły do gustu. Ostatnio są bardzo łatwo dostępne stacjonarnie i często można je dostać w bardzo korzystnych cenach. W kwestiach zapachowych nie mam przy mydłach wersji, której nie lubię, ale zdecydowanie najchętniej sięgam po wanilię, chociaż herbata też jest przyjemna. 

Wrzucam tu płyn do naczyń Yope, bo głupio mi robić osobny post o chemii kuchennej, a jednak warto wspomnieć o tym produkcie. Płyny Yope są szalenie wydajne, przyjemnie pachną (wszystkie trzy wersje zapachowe) i radzą sobie z tłustymi zabrudzeniami. Jednym słowem gary są czyste, a dłonie niezmasakrowane. Polecam wypróbować :)


Z żelami pod prysznic Yope mam już problem jeżeli chodzi o zapachy. Na razie jestem w stanie używać tylko wersji Dziurawiec. 

Produkt do kąpieli Organic Shop to dla mnie rozczarowanie roku. Mam wrażenie, że ten pojemnik stał na wannie wieki. Kupując go myślałam - o wow! Produkt na miarę Lush'a. Wygląda jak malinowy budyń, po odkręceniu przyjemnie pachnie (ponoć watą cukrową) i ma dawać pianę. Wyobrażałam sobie   wypełnioną po brzegi wannę z różową wodą i gęstą pianą, a dookoła unoszący się słodki zapach. Niestety nic bardziej mylnego. Zacznę od tego, że próbując nabrać dłonią produkt z opakowania natrafiamy na problem. To tak jakbyśmy chcieli nabrać surowe ciasto z dzierży. Po wrzuceniu takiej grudy do wody, leci ona prosto na dno. Natomiast jeśli spróbujemy rozpuścić ją pod bieżącą wodą, dostajemy tylko kilka marnych baniek. I tak widać, że nie wszystko ulega rozpuszczeniu i część grudek pływa dalej. Również z koloru i efektu gęstej piany nici. Jednak największym rozczarowaniem był dla mnie kompletny brak zapachu. O ilu w opakowaniu jest odrobinę wyczuwalny, tak po wrzuceniu do wody nie czuć zupełnie nic. Podsumowując - nie polecam!


Kokosowy krem do rąk Palmer's. Dla fanek intensywnej woni kokosa będzie to strzał w dziesiątkę. U mnie zapach jest jak najbardziej na plus. W nawilżeniu skóry nie przebił jednak mojego ulubieńca z Scandia Cosmetics. Wielkość idealna do torebki.

Serum antycelulitowe SPA FIND wypróbowałam raz. Skóra po nałożeniu produktu zaczęła mnie piec, więc odłożyłam go na półkę. Później sobie o nim przypomniałam i sprawdziłam skład. Bodajże na drugim miejscu był alkohol (w sumie czuć to było odrazu po otworzeniu kosmetykach) co na pewno powodowało u mnie podrażnienie. 

Aloesowy szampon przeciw wypadaniu włosów Equilibra. To któreś z kolei zużyte opakowanie. Moje włosy (i nie tylko moje ;)) lubią się z tym produktem.

Antyperspirant Vichy. Przeważnie sięgam po niebieską wersję, ale ta biała dla delikatnej skóry również jest w porządku.


Podczas wizyty w Sephorze na podczas Beauty Classes (o tym kiedy indziej) nakładałam na twarz podkład Clinique even better glow. W październiku wystartowała akcja promocująca ten podkład. Można było dostać próbkę podkładu Clinique do przetestowania w domu. Udało mi się wyskrobać z mini słoiczka produktu na dwa nałożenia i stwierdziłam, że jednak jak dla mnie szału nie ma. 

Maskara do rzęs Burberry. Ładnie wyglądała po nałożeniu na rzęsy, niestety po kilku godzinach robiła się panda pod okiem, bo tusz się osypywał.

Lakiery Claresa idą do kosza, bo niestety rozwarstwiły się. 


Chłodzący stick pod oczy Tony Moly. Niestety mimo przeuroczego opakowania ta formuła mi nie odpowiada. Przeciągając produktem skórę pod oczami, naciągała się bardzo. Sam kosmetyk nie nawilżał, faktycznie dawał lekkie uczucie chłodu. Podsumowując produkty Tony Moly to dla mnie średnie kosmetyki, zamknięte w uroczych i pomysłowych opakowaniach.

Isehan Kiss Me Sunkiller Water Essence SPV50. Filtr kupiony w Japonii. Szukałam takiego, który nie ma w składzie alkoholu. Niestety większość filtrów UV zawiera go w składzie (udało mi się znaleźć tylko trzy filtry alkohol free). Filtr nakładałam na krem a przed nałożeniem podkładu - zazwyczaj były to minerały. Twarz faktycznie uchroniła się przed letnią opalenizną. 

Lipowy płyn micelarny Sylveco - co tu dużo pisać, jak pojawia się praktycznie w każdym tego typu wpisie. Po prostu, polecam wypróbować!

Maska pod oczy Japońska Czereśnia Orientana. Zaskoczyło mnie to, że opakowaniu znajdują się dwie pary płatków pod oczy. Byłam przekonana, że to jednorazowa kuracja. Stosowałam maskę (no dobra tylko dwa razy, ale jednak) rano. Po zdjęciu maski z okolic oczu, skóra była napięta i wyglądała dobrze. Nałożony po chwili korektor pod oczy wyglądał dobrze. 

Płyn micelarny Bioderma przydał się w podróży. Mała buteleczka zmieściła się w bagażu podręcznym. W działaniu nie mam mu nic do zarzucenia. Jedynie skład może budzić pewne "ale", bo nie jest to produkt w pełni naturalny. 

Żurawinowy krem do twarzy Norel. Bardzo lubiłam nakładać go w porannej pielęgnacji. Miał bardzo przyjemny zapach, konsytencję i fajnie się wchłaniał. Tym dużym opakowaniem dzielę się z mamą, która również bardzo lubi ten krem.

Żurawinowy Lift Norel. To seria profesjonalna marki i stosowałam ten kosmetyk jak serum. Przyznaję, że po nałożeniu na skórę czuło się efekt wygładzenia, mimo lekkiej konsystencji. Zapewne wrócę do niego. 

Krem do twarzy Ruby Vine marki Bartos. Produkt ma wzmacniać, rozjaśniać i poprawić kondycję skóry naczynkowej. Stosowałam go na dzień. Muszę zaznaczyć, że krem wchłania się błyskawicznie, co przeważyło o używaniu go rano, a podczas wieczornej pielęgnacji - kiedy lubię nałożyć coś ciężkiego, tłustego, co będzie chwilę na skórze. Szybkie wchłanianie miało swój plus - przy bieganiu bez makijażu po domu nie świeciłam się jak przy stosowaniu innych kremów. Przyznaję, że jestem zadowolona z działania kosmetyku. Jeżeli szukacie szybko wchłaniającego się kremu, który nie zostawia tłustej warstwy na skórze a dodatkowo posiada dobry skład to spokojnie możecie się nim zainteresować. Doczepić mogę się do wydajności - produkt starczył mi na około miesiąc stosowania. Sposób aplikacji był ciekawy - słoiczek airless, który zapobiega napowietrzaniu się kosmetyku. Pompka nie jest jednak usytuowana standardowo, aby wydobyć krem, należy nacisnąć całą powierzchnię słoiczka. Niestety dla mnie średnio praktyczne było zbieranie wyciśniętego produktu. Resztki kremu osadzały się po powierzchni, co wymuszało przetarcie jej po każdym użyciu.

Denko czyli ostatnio zużyte produkty w minirecenzjach! M.in. Lush, Only BIO, Nabla, Blend it!, Serum ze złotem i szampon ze ślimakiem.

Denko czyli ostatnio zużyte produkty w minirecenzjach! M.in. Lush, Only BIO, Nabla, Blend it!, Serum ze złotem i szampon ze ślimakiem.

Wiem, wiem, pokazuję śmieci. Jednak jak dla mnie to najlepszy sposób na zebranie zużytych produktów i napisanie o nich kilku słów. Bezsensu byłoby rozpisywanie się o każdym produkcie z osobna, chociaż bywa i tak, że od czasu do czasu pełna recenzja się ukazuje. Szczególnie jeśli produkt na to zasługuje :) Przejdźmy w takim razie do przeglądu poniższych kosmetyków. Może Was coś zainteresuje lub poznacie jakieś nowe produkty. Dajcie znać w komentarzu! 


Z kąpielowych produktów jestem w całości zadowolona. Wersji zapachowej Dziurawiec jest moim faworytem spośród żeli pod prysznic Yope. Tu nie mam do czego się przyczepić konsystencja, wydajność, wygląd opakowania - wszystko jest na tak! Tym bardziej, że można go dostać już w cenie około 14 zł za 400 ml. Peelingi do ciała Body Boom miała w wersji mini i oba zapachy mi się podobały. Banan jaki i mango pachniało bardzo przyjemnie. Po kąpieli zapach roznosił się po całym mieszkaniu. Kawowy peeling z drobinkami soli to mocne zdzieraki, a zawarte w składzie olejki zostawiają skórę nawilżoną. Z LUSH zużyłam dwie kule do kąpieli - The Comforter i Intergalactic. Pierwsza różowa, pięknie pachnąca i dająca dużo piany. Druga z brokatem, która rozpuszczając się robi tęcze i równie pięknie pachnie. Z kulami z LUSH jest tak, że pachną mega intensywnie. Swoje zakupiłam w maju, a zużyłam dopiero we wrześniu. Przez ten czas zapach stracił dużo na intensywności, dlatego nie warto ich odkładać na długo, ani według mnie robić sporych zapasów.


Mydła w płynie Yope są już stałym bywalcem czy to u mnie czy to u mojej mamy. Zawsze muszę mieć jakiś zapas i przeważnie robię je przy jakieś większej promocji. Podobnie jak żel opisany powyżej, tutaj też nie mam się do czego przyczepić. Jeżeli czytacie mojego bloga, to na pewno zauważyliście, że praktycznie w każdym tego typu pości znajduje się przynajmniej jedno opakowanie mydła Yope :)


Smarowidła do ciała u mnie są traktowane trochę po macoszemu. Niby lubię, ale często zapominam. Na pewno bardzo dobrze używało mi się masła do ciała kwiat wiśni i róży od Wellness & Beauty. Dostaniecie go w Rossmannie za ok 15zł. Ma na prawdę przyjemną konsytencję i piękny zapach. Przyznam, że odkręcane opakowania zdają u mnie egzamin, jeżeli chodzi o balsamy czy masła do ciała. Próbka brązującego balsamu z Palmer's jest tak na prawdę sporych rozmiarów i starczyła na kilka użyć. Produkt ma bardzo mocny zapach, który kojarzy mi się z super słodkimi perfumami. Unosi się on cały dzień po aplikacji na skórę, co jednym może się nie podobać. Mi zapach odpowiadał mimo jego mocy. Zaznaczam, że nie jest to typowy samoopalacz, który od razu pozostawia pomarańczowy kolor na skórze. Daje raczej lekki efekt, ale nie trzeba się bać o plamy. Próbka balsamu do ciała marki D'Alchemy dołączona była bodajże do gazety ELLE. Kupiłam, bo byłam szalenie ciekawa czym mnie może zaskoczyć balsam za ponad dwie stówy. Co mogę powiedzieć, po zużyciu 15 ml? Kosmetyk ma bardzo lekko formułę, pachnie cytrusami i szybko się wchłania. Zaglądając na stronę producenta, dowiedziałam się, że tą próbkę można zakupić u nich na e-sklepie - uwaga! W cenie 59zł. Cieszę się, że mogłam przetestować produkt, ale jednak cena mnie nie zachęca do zakupu.


W pielęgnacji twarzy dna dobił peeling enzymatyczny Norel. Zakupiony był w pojemności gabinetowej i nie chciał się skończyć :) Bardzo lubię produkty marki Norel i ten kosmetyk zapewne powróci na łazienkową półkę. Płyn micelarny Only Bio zamknięty jest w masywną, szklaną butelkę z dozownikiem zakończonym pompką. Jest to wygodne rozwiązanie jeżeli chodzi o domową łazienkę, ale absolutnie nie praktycznie przy podróżach, ponieważ opakowanie jest bardzo ciężki i do tego istnieje ryzyko rozbicia. Kosmetyk był wydajny, zmywał przyzwoicie, ale z tuszem miałam wrażenie nie szło mu tak dobrze. Skusiłam się też wypróbować dwuetapową pielęgnację oczyszczanie i serum do cery tłustej Le Cafe mimi. Osobno mamy maskę, która ma usuwać nadmiar sebum, oczyszczać pory i dodatkowo uspokajać podrażnienia. W osobnym pojemniczku mamy nawilżające serum do twarzy. Mimo małej pojemności spokojnie można  wykonać zabieg około trzy razy. Po użyciu skóra faktycznie jest oczyszczona i nawilżona, a na drugi dzień make up trzyma się lepiej. Krem na noc z O2Skin to moje drugie zużyte opakowanie. Podobnie jak poprzednio jestem zadowolona. Krem dobrze nawilżał skórę. Kolejny zużyty produkt to GlySkinCare - Serum kolagenowe ze złotem. Dostałam go do testów podczas spotkania blogerskiego i chwilę leżał w zapasach. Jakoś nie wierzyłam w obietnice producenta jakoby miał cudownie nawilżać skórę itd. Wzięłam go jednak do pielęgnacji skóry i stosowałam pod krem rano i czasem wieczorem. Tu musze przyznać, że ma super lekką, wodnistą konsystencję, która faktycznie dobrze współgrała z kremami, które później nakładałam. Skóra faktycznie polubiła się z tym produktem. Krem marki Bartos Ruby Vine znalazł się tutaj, ponieważ się rozwarstwił. Czekał sobie grzecznie na swoją kolej w zapasach i przy próbie zadozowania kremu, produkt tryskał na wszystkie strony. Po otworzeniu okazało się, że krem się rozwarstwił. Napisałam do producenta, przedstawiając mu całą sytuację. Dostałam informację, że sprawdzili partię i nic nie wskazuje by coś się działo na producji i prawdopodobnie zawiódł węzeł dostawczy. W każdym razie dostałam nowy krem, co jest bardzo miłym gestem. Z tym na szczęście jest wszystko w porządku, zaczęłam go już nawet używać.


Włosowa pielęgnacja to zestaw marki Halier. Pełną recenzję znajdziecie w tym wpisie → DUET DO PIELĘGNACJI WŁOSÓW Z KOLEKCJI FORTESSE MARKI HALIER.   Świetnym produktem okazała się również odżywka do włosów delikatnych DUCRAY EXTRA-DOUX. Faktycznie po jej użyciu włosy miękkie i nawilżone. Nie puszyły się i nie elektryzowały, a do tego łatwo się rozczesywały. Niestety kolejna odżywka Tsubaki przywieziona z Japonii, sięgnęła dna. Ta odżywka ma w sobie silikony, ale używa na końce włosów, bardzo fajnie je dociąża i do tego ma piękny, intensywny zapach, który długo utrzymuje się na włosach. Dna sięgnął również szampon marki _Element z filtratem śluzu ślimaka. Nie zawiera on SLS, a sam filtrat jest wysoko w składzie. Faktycznie nie przesusza skóry głowy, a dobrze ją oczyszcza. 


O dziwo, tym razem z kolorówki też mam kilka produktów. Dna sięgnęła niestety kredka do brwi Nabla w odcieniu Jupiter. Więcej o niej przeczytacie → PORÓWNANIE KREDEK DO BRWI - NABLA KONTRA GOLDEN ROSE. Dna sięgnęła również matowa pomadka w płynie Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick w odcieniu 03. Muszę podkreślić, że zdenkowanie pomadki to na prawdę coś. Prócz ochronnych rzadko zdarza mi się to zrobić. Do kosza idzie tusz do rzęs L'Oreal Paradise Extatic. Ma piękne opakowanie, bardzo dużą szczoteczkę i daje piękny efekt pogrubionych rzęs. Wszystko pięknie, tylko ma jedną zasadniczą wadę - niemiłosiernie się osypuje! A przy pomalowaniu dolnych rzęs, robi pandę. Mini gąbeczka Blend it! też idzie już do kosza. W sumie od czerwca przestałam używać gąbeczek i przerzuciłam się na wklepywanie korektora palcami. Zostawiam Wam jeszcze wpis → PORÓWNANIE GĄBECZEK DO NAKŁADANIA MAKIJAŻU - BEAUTY BLENDER VS BLEND IT! KTÓRA JEST LEPSZA?. A na koniec do kosza lądują dwa lakiery hybrydowe Claresa, które się rozwarstwiły.

Copyright © 2014 Not Too Serious Blog , Blogger
Icons made by Freepik from www.flaticon.com is licensed by CC 3.0 BY