Moja pierwsza pomadka marki M.A.C Cosmetics - czy było warto?
Nazwa MAC Cosmetics odbijała się echem wokół mnie, kojarzyła mi się z kosmetykami dla profesjonalistów. O marce słyszałam już długo przed założeniem bloga. Kiedy przechodziłam obok stacjonarnego sklepu w Krakowie, gdzie ekspedientki umalowane niebieską pomadką krzątały się wśród gablotek z kosmetykami, pomyślałam sobie - to nie sklep dla mnie. Nie miałam odwagi tam wejść, poza tym ceny jak na studencką kieszeń były mocno wygórowane. Przeglądając wpisy blogerek, co rusz natrafiałam na wzmiankę o "nowej pomadce do kolekcji" czy serii Pro Longwear. Tyczyło się to wszystko oczywiście opisywanej powyżej marki. Z czasem miałam wrażenie, że każda osoba zajmująca się makijażem jakiś produkt z MAC posiada.
Pokrótce streszczę historię firmy - założona była w latach osiemdziesiątych w USA przez wizażystę i fotografa, z potrzeby posiadania kosmetyków dobrze wyglądających na modelkach podczas sesji fotograficznych. MAC czyli Make-up Artist Cosmetics została wykupiona w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych przez koncern Estee Lauder. Spora część dochodów ze sprzedaży produktów przeznaczona jest na walkę z HIV/AIDS. Od samego początku kosmetyki MAC kojarzone są z prostymi, czarnymi opakowaniami. Marka osiągnęła sukces sprzedaży dzięki swoim kampaniom reklamowym z udziałem gwiazd tj. Madonna, Naomi Campbell, Cher czy nawet Princess Diana.
Moim pierwszym produktem z MAC był dołączony do zakupionego pudełka JoyBox - tusz do rzęs IN EXTREME DIMENSION LASH 3. Pamiętam, że byłam z niego zadowolona. Jednak później poznałam swojego ulubieńca L'oreal So Couture i do In Extreme nie wróciłam.
Dlaczego kupiłam swoją pierwszą pomadkę z MAC? Ano dlatego, że z każdej strony słyszałam o tym jakie one to nie są wspaniałe i że każda szanująca się osoba zajmująca się wizażem posiada kosmetyki tejże marki. Druga sprawa to po prostu czysta ciekawość. Bardzo lubię testować kosmetyki, sprawdzać czy mi odpowiadają.
Przyznam się, że ponad dwa lata zajęło mi kupienie swojej pierwszej pomadki z MAC. Podoba mi się ich minimalistyczny design -czarne opakowanie, które wygląda jak nabój :) Lubię kiedy pomadki ładnie pachną i te pachną budyniowo, słodko, ale nie mdło. Nie są najtańsze - 86zł za pomadkę to jednak jest wydatek. Występują w kilku wykończeniach i wielu odcieniach. Tak na prawdę to właśnie na kolor nie mogłam się ostatecznie zdecydować. Wiedziałam, że postawię na matową pomadkę, bo takie wykończenie najbardziej lubię, ale nie byłam przekonana czy chcę pójść w dzienny czy wieczorowy makijaż. Ostatecznie padło chyba na najbardziej popularny odcień - MEHR. Skusiła mnie promocja -20%.
Odcień MEHR to taki odcień kameleon na każdym wygląda inaczej. Jest to dzienny kolor, spokojnie mogłabym go nazwać - ładniejszym odcieniem moich ust. Muszę przyznać, że dobrze wygląda w makijażu tzw. no make-up czyli korektor, tusz do rzęs i właśnie pomadka, jaki i w pełnym full glam dopracowanym makijażu.
Jestem bardzo zaskoczona jak przyjemnie nakłada się pomadkę na ust. Nie jest to suchy mat, który podkreśla każdą suchą skórkę na wargach. Nosi się ją bardzo komfortowo. Zjada się równomiernie i łatwo można poprawić makijaż w ciągu dnia, bez zrobienia katastrofy na ustach. Powyżej swatch koloru na dłoni w świetle dziennym bez retuszu, a poniżej już nałożona na usta, gdzie też nie doświetlałam się lampą. Na ustach wygląda jakbym miała nałożony błyszczyk, ale tak nie było. Ta pomadka jest po prostu tak kremowa.
Przyznam, że jestem bardzo zadowolona z zakupu i cieszę się, że wybrałam klasyczny kolor, który mogę nosić każdy dzień. Nie zawiodłam się na tym odcieniu i podoba mi się zapach i opakowanie. Nie jestem do końca przekonana czy chcę wypróbować inne odcienie. Wydaję mi się jednak, że po zużyciu tego opakowania odcienia Mehr, chętnie kupie kolejne :)