Nowości w marcu 2016 cz. 2

Nowości w marcu 2016 cz. 2

Dziś druga część postu odnośnie nowości marca. :) Trochę się tego nazbierało i postanowiłam nie robić tasiemca, tylko podzielić to na dwie części.Na pierwszy ogień herbata z QBox kupiona podczas targów Slow Fashion. Jestem herbaciarą i nie wyobrażam sobie dnia bez kubka herbaty (kawa oczywiście też musi być). Opakowania QBoxa przyciągają wzrok, ale gdy powąchałam ich mieszanki to przepadłam. Miałam też okazję popróbować różnych odmian herbat, ostatecznie zdecydowałam się na Rooibos z suszonymi owocami. Pachnie nieeezieeemskoo! W poście dotyczącym boxów subskrypcyjnych pisałam o SubClubie, w którym można sobie zamówić QBox. 


Na Slow Fashion stoisko miało Mokosh. Markę poznam dzięki glince, którą dostałam w JoyBoxie. Skusiłam się na ich odżywczy eliksir do paznokci oraz mini wersję oleju Jojoba. Już niedługo napiszę o nich coś więcej :)



W marcu ubrałam w końcu mój telefon :) Czy te case'y nie są cudowne? Wcześniej kupiłam byle jaki, przeźroczysty, silikonowy (gumowy?) case za chyba 5zł, żeby mieć jakąkolwiek ochronę przed porysowaniem telefonu. Na samym początku nosiłam go w skarpetce :D Obchodziłam się z nim jak z jajkiem, w końcu to był/jest mój nowy telefon :P Nie mogłam się jednak oprzeć tym uroczym case'om z Yeah Bunny.



Na mój model telefonu dostępne są obudowy z twardego plastiku. Niektórzy mogą marudzić, że nie są giętkie jak te silikonowe - dla mnie to mega plus! Przekonałam się o tym jak telefon spadł mi na kafelki w kuchni. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a w głowie tylko myśl, że na pewno się potłukł. Na szczęście był ubrany w case'a i nic mu się nie stało, podobnie jak case'owi - żadnego zadrapania, ułamania czy pęknięcia! Uwielbiam nazwy produktów Yeah Bunny :D Podlinkuje je Wam - ta kwiecista to Holy Garden a z tymi słodziasami to Dogs Attack.



Nie mogłam się również oprzeć przeźroczystej kosmetyczce "I have nothing to hide". Jest idealna do pomieszczenia kolorówki na wyjazd. Dodatkowo świetnie się sprawdzi jako kosmetyczka do samolotu, wszystko jest widoczne i nie trzeba będzie kombinować z woreczkami strunowymi, żeby się spakować swoje kosmetyki. Uwielbiam ją! Bez problemu można ją przetrzeć, jeżeli coś się odkręciło i ubrudziło środek (lub zewnętrzną część - tak jestem, aż tak zdolna, żeby ubabrać z każdej strony). 



Dostałam prezent, z amerykańskiego LUSH'a :D :* Och jak to cudeńko pięknie pachnie - a raczej pachniało, bo nie mogłam się powstrzymać i wrzuciłam ją już do wanny! Woda była zabarwiona na różowo, a po powierzchni pływały drobne serduszka. Do tego w całej łazience pięknie pachniało, relaks murowany!



Na początku marca dostałam jeszcze prezent urodzinowy (ale fajnie mieć urodziny cały miesiąc :D). Miałam nie lada niespodziankę, bo kompletnie się tego nie spodziewałam - dziękuje jeszcze raz! Zawsze chciałam wypróbować bananową serię do włosów od The Body Shop - i tu nagle ją dostałam :) Już nie długo pojawi się recenzja szamponu i odżywki.




W paczce znalazłam również tusz L'oreal So Couture So Black - extra! Mam wersję zwykłą tej maskary i bardzo się cieszę, że będę mogła ją porównać z wersją So Black. O słodyczach nie będę wspominać, bo zniknęły w tempie ekspresowym ;)

Nowości w marcu 2016 cz. 1

Nowości w marcu 2016 cz. 1

Przyznam, że mam Wam do pokazania sporo nowości, które zawitały do mnie w marcu. Postanowiłam podzielić post na dwie części, żeby nie zrobił się z tego tasiemiec :) Powoli realizuje swoją zakupową wish listę, ale wpadło też oczywiście parę poza listowych rzeczy.

Poprosiłam kolegę w Londynie, aby przed przyjazdem na Święta do Polski odwiedził Boots'a i kupił mi dwie rzeczy ;) Korektor Lasting Perfection z Collection to już moje, któreś z kolei opakowanie. Zawsze biorę najjaśniejszy odcień czyli nr 1 fair. Drugą rzeczą jest pomadka ochronna Burt's Bees. Mam wersję o zapachu granatu, teraz skusiłam się na mango. Bardzo ja lubię, może nie jest tak efektowna jak EOS, przynajmniej jeśli chodzi o opakowanie, ale z nawilżaniem ust radzi sobie wspaniale. Szkoda tylko, że w Polsce jest tak słabo dostępna - chyba tylko on-line.


Bardzo chciałam wypróbować kosmetyki marki Norel. W lutym pokusiłam się na krem żurawinowy pod oczy z serii Face Rejuve. Ciekawiła mnie również seria Mandelic Acid z kwasem migdałowym, także w marcu tonik tej serii trafił w moje ręce. Produkt ma konsystencje żelu, akurat jestem w trakcie jego używania, więc niedługo powinna pojawić się recenzja.


Ostatnio głośno jest o szczotkowaniu ciała na sucho. Masaż szczotką z naturalnego włosia ma podobno same zalety – ujędrnia skórę, zmniejsza cellulit, pobudza krążenie, redukuje stres i oczyszcza organizm z toksyn. W końcu to masaż, a masaż ma same zalety, trzeba tylko o nim pamiętać :) Będąc w Rossmannie zobaczyła serie akcesoriów For Your Beauty - zaopatrzyłam się więc w drewnianą szczotkę z naturalnym włosiem, rękawicę bambusową do masażu i szczoteczkę do paznokci.


W marcu zaopatrzyłam się również w produkty do zdejmowania hybryd: folie, aceton, drewniane szpatułki, gruboziarnisty pilnik i polerka. O moich pierwszych hybrydach możecie przeczytać TU.



Będąc w Drogerii Pigment po aceton i resztę do koszyka wpadł mi żel pod prysznic Ec Lab ( nie jestem pewna jak w końcu nazywa się ta marka, bo zmieniła etykietę i teraz widać tak jakby miało to by być ECO Laboratorium).. Jest to produkt bez SLSu i innych niepotrzebnych składników o pięknym winogronowym zapachu. Kupiłam również szampon z Planeta Organica - są to moje pierwsze rosyjskie kosmetyki.


Mydło Yope uwielbiam, pisałam o nim w tym poście. Skusiłam się na wersję do kuchni, wersja "Mineralne" ma przyjemny zapach i daje radę jak płyn do naczyń :) Dodatkowo do zakupów dostałam próbkę mydła w saszetce. 


Byłam na dermokonsultacjach Sylveco, ponieważ chciałam poznać nową markę firmy - Vianek. Żałuję, że nie było podczas spotkania dostania próbek produktów, pani konsultantka powiedziała, że Sylveco nie zdążyło z dostarczeniem. Na szczęście miała kilka testerów, więc można było powąchać balsamy i peelingi. Wersja odżywcza pachnie pięknie, powiedziałabym, że tak cytrusowo, orzeźwiająco. Peeling czeka jeszcze na swoją kolej.


Organique i Wieczór Naturalnego Piękna

Organique i Wieczór Naturalnego Piękna

Widziałam na fanpage'u Organique, że co jakiś czas organizowany jest przez markę event "Wieczór Naturalnego Piękna". Ostatnio taki wieczór odbył się w Krakowie :) Prócz rabatów, dodatków do zakupów, można było dostać próbki produktów oraz napić się pysznych owocowych koktajli, serwowanych przez czas eventu. Wszystko to zachęciło mnie do pojechania do salonu Organique.


Uwielbiam kosmetyki Organique, prócz tego, że mają proste, fajne składy to jeszcze nieziemsko pachną. Chodziłam od jednej półki do drugiej i odkręcałam testery i nie mogłam się nawąchać ;)


Podoba mi się to, że niektóre produkty można kupić na wagę, np. balsamy do ciała z masłem shea. Wzięłam ze sobą puste opakowanie po tym właśnie balsamie i poprosiłam o napełnienie go tylko do połowy, ponieważ chciałam wypróbować inną wersję zapachową niż dotąd używałam (mleko). Tym razem skusiłam się na białe piżmo. Zobaczymy czy na dłuższą metę polubię się z tym zapachem :) Na wagę można również kupić sól i puder do kąpieli. Można poprosić o zapakowanie ich w zwykły woreczek z logiem Organique, bądź w słoiczek taki w jakim kupuje się właśnie balsamy. Dowiedziałam się, że można je także dostać zapakowane w duże fiolki :)

Skusiłam się również na ałun, jestem ciekawa jak się spisze. Na pewno dam znać, jak go dłużej poużywam.


Do zakupów można było wybrać sobie trzy próbki, które własnoręcznie (no dobra za pomocą szpatułki ;)) wkładało się do mini pojemniczków z testerów. 

Ciężki wybór, ale zdecydowałam się na dyniowy krem do twarzy. Miałam z tej serii krem po oczy i byłam z niego bardzo zadowolona. Patrząc na pojemność opakowań do których odlewałam sobie krem to starczy mi na kilka razy, więc będę mogła ocenić czy produkt jest dla mnie :)


Jestem ciekawa nowej linii kosmetyków Dermo Expert do ciała. Wzięłam więc próbkę balsamu modelującego do biustu. Od Pań ekspedientki dostałam jeszcze dodatkowy zestaw próbek z całej serii.


Jako trzecia próbkę wzięłam porzeczkową maskę do twarzy, która pachnie obłędnie! Miałam wcześniej próbkę maski z tej serii, ale ananasowej, która też miała taki zapach, że hamowałam się, żeby jej nie zjeść ;)


Organique wie co robi, bo przez te darmowe próbki mam teraz jeszcze większą ochotę na ich produkty :P Widziałam, że teraz robiąc zakupy on-line można do każdego zamówienia wybrać nawet 6 próbek gratis. Gdyby ktoś z Was nie miał dostępu do sklepu stacjonarnego to polecam www.organique.pl.
Denko marzec 2016

Denko marzec 2016

Denko czyli kosmetyki, które udało mi się wykończyć/zużyć w danym miesiącu. Można by powiedzieć, że to głupota zbierać puste opakowania po kosmetykach - w końcu to tylko śmieci i zabierają miejsce. U mnie w łazience stoi jednak torba, gdzie wrzucam pustaki (zamiast wrzucać je do kosza na śmieci). Dlaczego to robię? A no, po prostu mam motywację, żeby wykańczać dany produkt, a nie otwierać trzech na raz. Po za tym taki rachunek jest przydatny do tego czy dany produkt sprawdził się i czy warto się w niego ponownie zaopatrzyć.


1. Tusz do rzęs Maybelline Lash Sensational.
Dostałam od koleżanki do wypróbowania, bo ona nie była z niego zadowolona. Niestety u mnie też się nie sprawdził. W sumie to nic nie robił, no może prócz tego, że się osypywał. Nie kupię go na pewno.

2. Odżywka do rzęs Magiclash
Stosowałam ją regularnie przez dwa tygodnie. Zauważyłam, że rzęsy się trochę zagęściły, jednak miałam jakiś dyskomfort przy stosowaniu. Starałam się, żeby produkt nie dostawał się do oczy, jednak po nałożeniu wzrok był jakby to określić - zmęczony. Postanowiłam przerwać kurację, bo nie ma co ryzykować.


3. Balsam do ust Body Club, bananowy.
Kupiłam go kiedyś w Rossmannie, skusiła mnie wersja bananowa. Bardzo ciężko dostać pomadkę ochronną o zapachu banana. 
Skład: Beeswax, Candelilla Cera, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Copernicia Cerifera (Carnauba) Wax, Squalane, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Tocopheryl Acetate, Musa Nana (Banana) Fruit Extract, Flavor, CI 77492.
Jeżeli miałabym porównać ten balsam do EOSa, to Body Club jest bardziej "oleiste" i troszkę mniej treściwe. Jednak zapach jak najbardziej bananowy. Przyjemnie się stosowało i możliwe, że znowu się skuszę. Produktów do pielęgnacji ust u mnie nigdy za wiele ;) W każdej torebce, kieszeni musi jakaś być ;) 


4. Szampon Kebelo 
Pisałam o nim TU. W końcu go zużyłam i przyznam się, że im dłużej go używałam tym bardziej go lubiłam. Problem jest jedynie z dostępnością, więc nie wiem czy uda mi się go kupić.

5. Maska do włosów Argan Oil, Bioelixire
Nakładałam na włosy, omijając skórę głowy. Zapach przyjemny, włosy po niej dobrze się rozczesywały. Zobaczymy, może ponownie do mnie trafi. Jej skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Glyceryl Laurate, Parfum (Fragrance), Amodimethicone, Benzyl Alcohol, Trideceth-10,  Argania Spinosa Kernel Oil, Simmondsia Chinensis Oil (Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Polyamide-2, Butylene Glycol, Heliantus Annuus Seed Extract (Heliantus Annuus (Sunflower) Seed Extract, CI 14700 (FD&C RED 4), Sodium Hydroxide, Methylchloroisothiazolinone, CI 19140 (FD&C YELLOW 5), Methylisothiazolinone, CI 42090 (FD&C Blue 1).


6. Płyn do higieny intymnej Ziaja
Nie będę się tu nad nim rozpisywać - był ok

7. Kula do kąpieli LUSH Think Pink
Piękny zapach, cudny kolor, świetnie nawilżona skóra - uwielbiam kule do kąpieli :) O samej kuli napiszę coś więcej w osobnym poście.


8. Krem pod oczy z dynią, Organique
Mogę powiedzieć, że krem jest mega wydajny! Zaznaczę też, że opakowanie zawiera aż 30ml, co jak na krem pod oczy to sporo. Recenzja kremu pojawiła się już na blogu, więc zostawię do niej link - KLIK.

9. Balsam do ciała z masłem Shea, Organique
Po prostu uwielbiam :)

10. Antyperspirant w  roll-onie Garnier
Bezbarwne wersje antyperspirantów lubię najbardziej, był w porządku, robił co miał robić. Szukam jednak dalej czegoś bez soli aluminium w składzie.


Na koniec kilka próbek - tym razem Norel
Moim zdaniem próbki są świetnym sposobem na to, aby wyrobić sobie pierwsze wrażenie o danym produkcie, sprawdzić konsystencje, kolor i zapach. I właśnie zapach kremu żurawinowego rewitalizującego nie przypadł mi do gustu. Bardzo chciałam go wypróbować, bo seria zapowiada się super (skusiłam się na krem pod oczy z Face Rejuve, ale o tym w osobnym poście), ale zapach mnie odrzuca. Pozostałe próbki były w porządku.

Sekrety urody Koreanek. Czy warto przeczytać?

Sekrety urody Koreanek. Czy warto przeczytać?

O książce Sekrety urody Koreanek było/jest ostatnio głośno w sieci. Okładka książki jest w słodkim, pudroworóżowym kolorze, który ładnie wygląda na zdjęciach. Byłam bardzo ciekawa co nowego Elementarz pielęgnacji może mi przekazać w tym temacie. W końcu o pielęgnacji wiem sporo, od roku prowadzę urodowy blog, znam się na markach i powoli uczę się za co odpowiada poszczególny składnik kosmetyku. Bałam się, że to po prostu pięknie wydana książka, która będzie tylko ozdobą na półce i będę po nią sięgać przy robieniu zdjęć jako ładne tło. Nie mniej jednak bardzo mnie ciekawiło co Charlotte Cho chce nam przekazać i wzięłam udział w konkursie u bibaba.pl, gdzie była do wygrania właśnie ta książka. Miałam to szczęście, że udało mi się ją wygrać :) Elementarz już przeczytany, więc postanowiłam podzielić się moimi wrażeniami. Jeżeli ktoś martwi się, że zrobię mu spoiler, to niech się nie martwi, ale o tym dalej :)


Tak jak pisałam wcześniej, książka wydana jest bardzo ładnie. Czcionka jest dość duża, ale najważniejsze jest, że znajduje się w niej sporo ilustracji. Zabawne rysunki nadają Elemenarzowi humorystyczne zabarwienie, łatwiej jest się zorientować o czym będzie dany rozdział książki. Autorka jest Koreanką, która urodziła się i wychowała w Ameryce. Opisuje w niej jak to było wychowywać się Stanach, po czym wyjechać do Korei i zobaczyć jak życie wygląda tam. Najważniejszy jest jednak aspekt kulturowy, jak do pielęgnacji podchodzą Azjaci a jak reszta świata.


Może od razu odpowiem na pytanie czy warto był przeczytać tą książkę? Warto! Nie zawiera on dla mnie tajemnej wiedzy, nie odkryłam nowinek w pielęgnacji, ale muszę przyznać, że poukładałam sobie swoją wiedzę. A już na pewno będzie on świetny, dla osób, które stroniły lub nie wiedziały o co i po co ta cała pielęgnacja. Przecież każdy się myje i to mogłoby wystarczyć.
Nasze babcie przecież nie używały tylu kosmetyków co my...
No tak, ale po pierwsze nasze babcie żyły w innych czasach, w większości na terenach nie tak zanieczyszczonych jak dzisiaj. Gdy popatrzę na zdjęcie mojej babci, która była wtedy w wieku, w jakim teraz jest moja mama to widzę ogromną różnicę. Nasze mamy przez to, że bardziej pielęgnują swoją skórę, wyglądają młodziej (a na pewno chcą wyglądać młodziej). Mam nadzieję, że zrozumieliście o co mi chodzi? ;)

A jak to jest u mnie? Czy metody pielęgnacji opisane w książce są mi znane i czy się do nich stosuje?

1. Po pierwsze oczyszczanie

Tak, oczyszczam buzię. Przede wszystkim zawsze demakijaż, a później żel do mycia buzi lub pianka. Chcę wypróbować mycie twarzy olejkiem, tak jak opisane jest to w książce i skuszę się chyba po polski olejek Resibo. O olejku jednak wiedziała już przed przeczytaniem książki :) Skóra twarzy w końcu jest odsłonięta przez cały dzień i narażona na bezpośredni kontakt z zanieczyszczeniami.

2. Złuszczanie

Peeling używam, ale sporadycznie. Pozbycie się martwych komórek jest istotne, żeby cieszyć się promienną buzią, także powinna się bardziej pilnować. W moim przypadku bardziej wskazany jest peeling enzymatyczny. Gdy nie ma się problemu z naczynkami, spokojnie można używać peelingów z ziarenkami. Polubiłam się też z glinkami, chociaż mam dylemat czy dać je tutaj czy w podpunkcie dotyczącym maseczek ;)

3. Tonizowanie

Kiedyś myślałam, że tonik służy po prostu do zmywania makijażu...teraz już wiem, że chodzi o przywrócenie skórze prawidłowego pH. 


4. Sera i maseczki

To obszerny temat w książce. Przyznam się szczerze, że na maseczki jestem po prostu zbyt leniwa i zapominam je nakładać regularnie. Azjatyckie maseczki w płachtach są na pewno bardzo wygodne i proste w użyciu. 

5. Krem pod oczy

Stosuje już regularnie, w końcu skóra w tych rejonach jest najdelikatniejsza. Zdradza ona też czy jesteśmy zmęczone, a także niestety nasz wiek. Zasinień pod oczami i widocznych żyłek, niestety nie zniweluje żaden krem. Na pewno jednak pomoże on w zachowaniu gładkiej i zdrowej skóry.

6. Krem na całą twarz, szyję i dekolt

Nie wyobrażam sobie nie nałożyć kremu na twarz. Od wczesnego dzieciństwa używałam kremu na noc i na dzień. Jednak od niedawna zaczęłam skupiać się bardziej na nakładaniu kremu na szy i dalej ;)



7. Ochrona przeciwsłoneczna
     
Ten punkt jest chyba najistotniejszy jeżeli chodzi o azjatycką pielęgnację. W książce jest dość sporo na ten temat. Jak to jest u mnie? Pamiętam, że gdy jeździliśmy na wakacje to mama zawsze kazała się smarować filtrem UV. Jednak na co dzień nie jest powszechne używania olejku/balsamu do opalania. Co najwyżej używałam krem z filtrem UV o ile taki posiadał, nie było to dla mnie najistotniejsze. Teraz już wiem, że warto ochraniać skórę przed słońcem. Z pomocą przybył mi azjatycki krem BB z wysokim filtrem UV.



Podsumowując (pewnie ta część będzie najchętniej czytana :P), książka jest ciekawą lekturą. Szybko i przyjemnie się ją czyta, wystarczy jedno popołudnie. Interesujące jest popatrzenie na zagadnienie piękna i pielęgnacji przez pryzmat mieszkańców Korei. Były jednak parę nieścisłości w książce, kilka rzeczy powtórzyło się, niektórych rzeczy mogłoby być więcej. Takie odczucia są jednak bardzo subiektywne i pewnie każdy wypowiedziałby się inaczej. Według mnie warto przeczytać tą książkę i cieszę się, że jeden egzemplarz trafił w moje ręce ;)


Apis Siła Natury 5 – Zbóż MASKA STYMULUJĄCO-WYGŁADZAJĄCA Z KOMPLEKSEM HYDROMANIL TM

Apis Siła Natury 5 – Zbóż MASKA STYMULUJĄCO-WYGŁADZAJĄCA Z KOMPLEKSEM HYDROMANIL TM

Zostałam wybrana przez markę Apis do przetestowaniach ich kosmetyków. Mogłam wybrać sobie trzy dowolne produkty z serii detalicznej jak i profesjonalnej. Opublikowałam już recenzję arbuzowego żelu pod prysznic oraz balsamu do rąk. Ostatnim produktem jest maska stymulująco - wygładzająca z serii profesjonalnej. 


Na stronie Apis przeczytamy o produkcie następujące rzeczy: "Wygładzająca maska o wyjątkowym składzie selektywnie dobranych składników aktywnych. Zawiera  ujędrniająco - regenerujący ekstrakt złożony z jęczmienia, pszenicy, owsa, żyta, kukurydzy, lucerny dostarczający wielu naturalnych witamin A,B,C,D,E. Intensywnie nawilżający kompleks Hydromanil TM   wyekstrahowany z nasion peruwiańskiej rośliny Tara, regenerujący antyoksydant skwalen z oliwek, odżywczy, witaminowy ekstrakt z marchwi oraz delikatnie  złuszczający, wygładzający ekstrakt z jabłek. Maska ma działanie wielofunkcyjne. Stymuluje proces regeneracji, odżywiania, nawilżania skóry, przywraca jej naturalne piękno."


Skład na zdjęciu poniżej - jak widać na początku olejki i ekstrakty. Na bogato :) Na samym końcu konserwant, ale na prawdę ładnie to wygląda. Substancje jak kompleks Hydromanil TM   wyekstrahowany z nasion peruwiańskiej rośliny Tara czynią ten produkt bardzo ciekawym. Maskę należy nałożyć na oczyszczoną skórę grubą warstwą, a następnie po 15 minutach zmyć.


Opakowanie
Duża, plastikowa tubka o pojemności 200ml. Etykieta jest ładna i nawiązuje do składu produktu. Nie będę się zbytnio o niej rozpisywać, bo jest to seria profesjonalna, którą częściej stosuje się w salonach. Tam opakowanie ma być po prostu praktyczne a pojemność spora, aby by było opłacalnie.

Konsystencja i zapach
Konsystencja nie jest zbyt gęsta, bo mamy tu sporo olejków, ale nie jest też rzadka. Dobrze się rozprowadza na twarzy. Widać kolorowe kropki, pomysłowe rozwiązanie, w końcu kosmetyki maja też cieszyć oko ;) Zapach jest bardzo delikatny, przyjemny i nie przeszkadza mi w trakcie nakładanie i trzymania maski na twarzy. 

Działanie i wydajność
Początkowo bałam się, że maska mogłaby mi mnie uczulić, tyle ekstraktów, których wcześniej nigdy nie używałam. Zrobiłam kilka prób na małym skrawku skóry i na szczęście nic niedobrego się nie działo. Po wypróbowaniu na maski na całą twarz, nie pojawiły się żadne nieporządne zmiany. Skóra po zmyciu maski wyglądała dobrze, nie miałam uczucia ściągania. Mogę spokojnie powiedzieć, że jestem zadowolona z działania. Muszę się przyznać, że nie jestem wielką fanką masek do twarzy, a szczególnie tych, które trzeba zmywać. Najlepsze są te w płachcie lub tzw peel-off i to z czystego lenistwa, bo nie trzeba ich zmywać ;) Niemniej jednak taką kurację nawilżająco-odżywczą dobrze sobie zrobić. W przypadku opisywanej maski to będę musiała się nią podzielić, ponieważ jest bardzo wydajna i wątpię, żeby udało mi się ją zużyć przed terminem ważności.


Lubicie stosować maseczki na twarz? Robicie to regularnie? Przyznam się, że czasem zdarza mi się nałożyć po prostu grubszą warstwę kremu na noc lub serum, zamiast maseczki. Gdy jednak mam wrażenie, że moja skóra jest zmęczona, przesuszona sięgam po maskę na twarz. Zaczęłam też bardziej zwracać uwagę przy pielęgnacji na szyję i dekolt. Kiedyś nie przejmowałam się tym, po prostu podczas kąpieli potraktowałam je mydłem i wodą i uważałam, że na tym pielęgnacja tych miejsc się kończy ;) Teraz wiem, że szyję i dekolt trzeba pielęgnować podobnie jak skórę twarzy, w końcu skóra tam jest również delikatna i narażona na czynniki zewnętrzne.


Iossi - serum do twarzy, intensywna regenracja z olejem wiesiołkowym.

Iossi - serum do twarzy, intensywna regenracja z olejem wiesiołkowym.

Markę IOSSI poznałam dzięki wygranej w konkursie organizowanym przez Naturalnie z pudełka. W moje ręce dostało się serum intensywna nocna regeneracja z olejem wiesiołkowym. Szczerze, to wcześniej nie słyszałam o tej marce i było dla mnie dużym zaskoczeniem, że IOSSI jest polską marką, a do tego wywodzącą się z Krakowa!


Na stronie IOSSI dowiemy się, że "produkty marki składają się z naturalnych i organicznych olejów i maseł, samodzielnie przygotowywanych ekstraktów roślinnych i olejków eterycznych. Komponentów szukamy zarówno na rodzimych łąkach jak i w najdalszych zakątkach świata. Z Afryki pochodzi organiczne masło shea, które jest ważnym składnikiem kosmetyków. Z Bułgarii importują najlepszy olejek lawendowy. Olej z dzikiej róży, którego używają pochodzi z najlepszych upraw róż na świecie zlokalizowanych w Chile. Aromatyczne drzewo sandałowe i paczula płyną z dalekich Indii. A olej lniany i konopny znajdują w naszych polskich tłoczniach ekologicznych. Starannie wyselekcjonowane składniki najwyższej jakości to coś co charakteryzuje IOSSI."


Olejek jest dedykowany do każdego typu skóry a w szczególności dojrzałej, suchej, zniszczonej, naczyńkowej, mieszanej, przetłuszczającej się wrażliwej lub alergicznej. Uelastycznia i wzmacnia skórę, stymulując jednocześnie odnowę komórek skóry i hamując procesy jej starzenia się. 

olej wiesiołkowy odżywia, dotlenia i poprawia ogólną kondycję skóry, a także hamuje proces jej starzenia się.
olej z baobabu nawilża, zmiękcza, regeneruje oraz uelastycznia skórę, pomaga redukować zmarszczki.
olej rokitnikowy przyspiesza regenerację naskórka, chroni go przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych, a ponadto nadaje skórze złocisty blask.
witamina E poprawia ukrwienie skóry, uelastycznia ją oraz wspomaga prawidłową gospodarkę wodną naskórka. olejek z paczuli– przeciwdziała starzeniu się skóry, silnie ją regeneruje i przywraca jej elastyczność.
olejek mirrowy wygładza, pielęgnuje oraz tonizuje skórę, długo zachowuje jej młodzieńczy wygląd, co więcej, ma także działanie uspokajające.
olejek z kadzidłowca charakteryzują go silne właściwości odmładzające, a ponadto poprawia samopoczucie i działa antydepresyjnie.


Skład: olej jojoba*, nagietek* i kocanka* w oleju z pestek winogron, olej z wiesiołka*, olej z baobabu, olej z ogórecznika*, olej z zarodków pszenicy, olej z dzikiej róży*, skawlan, macerat marchwi w oleju słonecznikowym, olej rokitnikowy, witamina E, witamina C, olejek eteryczny paczuli, olejek eteryczny żywicy drzewa mirra, olejek eteryczny z cedru, olejek eteryczny z kadzidłowca, olejek z liści cynamonu, olejek eteryczny z lawendy, olejek eteryczny z rumianku
*składniki pochodzące z certyfikowanych upraw organicznych


Opakowanie zawiera 30ml serum, które zamknięte jest w buteleczce z ciemnego szkła. Po odkręceniu widzimy dozownik, który pozwala zaaplikować odpowiednią ilość serum. Etykieta jest prosta, ale przejrzysta i czytelna. Ma elementy orientalne, co mi osobiście kojarzy się właśnie z różnymi olejkami. W składzie nie ma niczego, czego by być nie powinno :) Serum ma intensywny żółtopomarańczowy kolor, może brudzić ubrania. Niestety została mi plama na piżamie :( Co do zapachu jest in bardzo intensywny, orientalny. Na stronie zaznaczone jest, że nie zaleca się używania serum kobietom w pierwszym trymestrze ciąży, ze względu na obecność olejków eterycznych. Dla mnie jest on ciężki, ale nie na tyle, żeby nie mogła go używać. Serum jest bardzo wydajne, jednorazowo na twarz zakrapla się kilka kropel olejku. Od otwarcia należy produkt zużyć w ciągu 4 miesięcy i nie wiem czy uda mi się tego dokonać, bo po 2 miesiącach używania, nie ubyło w butelce wiele.


A co mogę powiedzieć o działaniu serum? Jestem jak najbardziej pozytywnie zaskoczona. Skóra rano wygląda zdrowo i promiennie, jest nawilżona. Czy wzmacnia naczynka i działa przeciwstarzeniowo? Cóż tego nie umiem stwierdzić ;) Na pewno cera po zastosowaniu serum wygląda dobrze. Trzeba uważać, żeby nie ubrudzić pościeli i ubrania, ale poza tym dla mnie produkt rewelacyjny. Niektórym może nie odpowiadać zapach, mi on nie przeszkadza. Cena to 89zł za 30ml, jednak patrząc na skład i wydajność serum wydaję mi się, że warto wypróbować.


Znacie markę IOSSI?
Manicure - zadbaną kobietę poznaje się po jej paznokciach?

Manicure - zadbaną kobietę poznaje się po jej paznokciach?

Zgodzicie  się ze mną, że dłonie/paznokcie są wizytówką kobiety? Zawsze zwracam uwagę na dłonie ludzi. Może dlatego, że sama mam problem, żeby doprowadzić je do dobrego stanu. Przeważnie mam na prawej dłoni uczulenie, skóra wtedy czasem pęka lub pojawia się wysypka. Co ją powoduje? Lekarz nie umiał mi powiedzieć jasno - alergeny czyli tak na prawdę wszystko: niekiel, substancje chemiczne, roztocza itd. Niestety :( Odkąd zmieniłam mydło w łazience na Yope dłonie mi się tak nie przesuszają a przez co skóra jest mniej podrażniona. Najgorsze jest jednak mycie naczyń! Nie cierpię używać rękawiczek a zmywarki niestety nie mam (póki co nie mam jej gdzie włożyć). Co do paznokci to oczywiście kształt moich mi się nie podoba, są za małe, no, ale żyć trzeba ;) Zostało mi więc dbanie o to co mam. W końcu każde paznokcie można jakoś podrasować. W tym poście pokrótce chciałam przedstawić co w tym temacie robię :)


Aby skóra dłoni była nawilżona, staram na bieżąco smarować ją kremem do rąk. Niestety mimo to skórki wokół paznokci nadal pozostają suche i nieestetycznie, łuszczą się i zadzierają. Wspomagam się oliwką, którą wsmarowuje, aby dodatkowo ją nawilżyć i łatwiej wycinać skórki rydełkiem (z Sally Hansen). Od razu lepiej to wygląda, następnie biorę pilniczek i nadaję kształt paznokciom. Niestety mam tendencje do rozdwajania się paznokci co jest irytujące, bo nie da się ich zapuścić. 


Gdy już pozbędę się niechcianych skórek i nadam im kształt pilniczkiem, odłuszczam płytkę paznokcia czyli idę umyć dłonie i dla pewności przejeżdżam wacikiem nasączonym zmywaczem każdy paznokieć. Następnie nakładam moją ulubioną bazę pod lakier czyli odżywkę z Golden Rose Black Diamond. Podstawowa informacja to ta, że nie zawiera formaldehydu. Dzięki niej lakier trzyma się dłużej a przy ciemnych kolorach kolor nie zabarwia trwale płytki paznokcia przez co łatwiej i szybciej jest go usunąć. Dodatkowo zabezpieczam paznokcie właśnie przed rozdwajaniem czy złamaniem. Teraz czas na położenie lakieru. Krycie czyli ilość położonych warstw zależy od koloru i producenta. Oczywiście lubię te szybko schnące, bo z moimi zdolnościami ledwo pomaluję paznokieć a już gdzieś walnę ręką i coś mi się na nich odbije. Strasznie mnie to irytowało! Do tego nie ma nic gorszego niż odpryśnięty lakier już po 2 dni i wypadałoby wtedy pomalować paznokcie od nowa...Z pomocą przyszedł mi wysuszać lakieru Insta-Dri z Sally Hansen. Po położeniu lakieru na paznokcie czekam chwilę, aż podeschnie - gdzieś ok. 2minut i nakładam warstwę wysuszacza. Zanim pomaluję drugą rękę, pierwsza jest już sucha. Wiadomo, że nie idę od razu myć garów, bo jednak mogłoby się coś stać z lakierem. Nie boję się już odcisków i spokojnie można iść np. spać, bo pościel nie odbije się nam na lakierze :) Do tego wysuszać sprawia, że lakier pięknie błyszczy i przedłuża jego trwałość. Tak pomalowane paznokcie zostają w nienaruszonym stanie nawet 4-5dni. Oczywiście wszystko zależy co w tym czasie robimy, ale jeżeli nie znęcamy się nad garami, szorując ich druciakiem lub nie pieprzemy ręcznie stosu prania to na pewno odczujemy różnicę :)


Niedawno miałam okazję mieć na paznokciach hybrydy. Sama nie mam zestawu do ich robienia, ale koleżanki mają - dziękuje I i M :* Zrobiłyśmy sobie paznokciowy wieczór i tak o to na paznokciach miałam takie piękne kolory Semilaców. Oczywiście to zasługa I, ja jestem totalnym laikiem jeżeli chodzi o paznokcie i nie wiedziałam w jakiej kolejności i dlaczego trzeba nałożyć kolejną warstwę. Przed tym M nadała moim paznokciom nowy kształt. Dotychczas miałam proste paznokcie w sensie kwadratowe a po opiłowaniu faktycznie prezentowały się ładniej. Chyba będę teraz zaokrąglony kształt paznokcia, a może jeżeli uda mi się zapuścić paznokcie to będę piłować je w kształt migdałka.


Poniżej moje hybrydy po prawie tygodniu noszenia. Niestety z dwóch paznokci lakier mi się podważył i z palca środkowego lakier się oderwał. Pozostałe paznokcie były bez zarzutu, hybryda trzymała się płytki paznokcia i nic nie odprysło. Możliwe, że stało się tak, bo źle odtłuściłam płytkę, albo jakoś dostało się powietrze pod warstwę hybrydy. 


Pojechałam więc do drogerii po zestaw do usuwania hybryd. Wybrałam się do Pigmentu, bo miałam do wykorzystania kartę rabatową. Do tego zabrałam jeszcze polerkę do paznokci, nie wiem dlaczego nie mam jej na zdjęciu tutaj. Hybrydy łatwo zeszły i nie naruszyły mi zbytnio płytki paznokcia. Na koniec pozbyłam się resztek topu, polerując wszystkie paznokcie. Teraz korci mnie, żeby kupić sobie swoją własną lampę do hybryd ;) Na pewno wygodą jest to, że hybryda trzyma się dłużej niż zwykły lakier. Jeżeli jest dobrze nałożona (nauczę się na pewno w końcu :D) to trzeba ją zmywać tylko dlatego, że pojawia się odrost (w sensie paznokieć rośnie).


Swoje paznokcie wzmacniam po ściągnięciu hybryd odżywczym eliksirem z Mokosh. Świetna sprawa, jest w formie olejku, który nanosimy na paznokcie i skórki wokół pędzelkiem - takim jak jest w lakierach. Póki co jestem bardzo zadowolona z efektów i na pewno napiszę o nim coś więcej w osobnym poście :)

Jestem bardzo ciekawa waszych paznokciowych rytuałów :) 
Copyright © 2014 Not Too Serious Blog , Blogger
Icons made by Freepik from www.flaticon.com is licensed by CC 3.0 BY